Nagłówek

Nagłówek

środa, 23 lipca 2014

[40] Miłość, która wybaczy wszystko cz. 2


Druga odsłona z serii nudnawych opowieści o tym jak poznałam i pokochałam moich ulubieńców. Dzisiaj zapraszam na historię o Paranienormalnch!

Przeczytaj o tym jak rozpalił się ogień ogromnej miłości. O nieśmiałych początkach, niepewności i kilku miłych niespodziankach, dzięki którym jest jak jest.

Byli dla mnie zwykłym kabaretem, jednym z wielu, które poznałam w pierwszym roku mojej nowej pasji. Polubiłam ich jak wszystkich innych, byli dla mnie pozytywnymi wariatami o dość wysokim poziomie humoru.
Pierwszy raz na ich występ poszłam po ponad roku od poznania kabaretowego świata. Występowali w Łodzi w małym studenckim klubie. Znałam już wtedy dużą część ich twórczości, oczywiście znałam imiona i nazwiska, ale nie byli moimi ulubieńcami.
Przed występem widziałam ich przy busie, jak nosili rzeczy na występ, a ja czekałam na kolegę. Pomimo że się z nimi mijałam to brakło mi odwagi żeby powiedzieć chociaż dzień dobry.
Gdy występ się kończył, a panowie się kłaniali ja i moja koleżanka wstałyśmy do owacji na stojąco. Myślałam, że cała ta mała publiczność zrobi to co my, ale nikt się nie podniósł. W rezultacie tylko my dwie stałyśmy, a Robert to zobaczył i podziękował nam niemym skinieniem głowy.
Po występie rozmawialiśmy krótko. Było kilkanaście osób, które chciały zdjęcia i autografy, ja z koleżanką podeszłyśmy jako ostatnie. Ona najpierw, potem ja. Obserwowałam wszystkie osoby które robiły sobie zdjęcia z chłopakami i nikt się im nie przedstawiał. Podeszłam do nich trochę niepewnie, ale już nieco przyzwyczajona do robienia sobie zdjęć z kabareciarzami. I w tym momencie całkowicie wytrącili mnie z równowagi. Najpierw Robert mówiący "możesz przypomnieć jak masz na imię" jakbyśmy się już znali. Później Igor z Michałem, którzy brnęli w tę zabawę mówiąc "jak mogłeś zapomnieć" i "ja pamiętałem". No i na koniec Michał całujący mnie w dłoń na powitanie... O_O Co tam się w ogóle działo, co to było?!
Nie rozmawiałam z nimi długo, z Robertem zamieniłam dwa zdania. Nic specjalnego się nie wydarzyło.

Na kolejny występ czekałam aż 7 miesięcy! Kolejny raz w Łodzi i kolejny raz liczyłam na spotkanie z nimi. Tym razem musiałam pokazać swoja zawziętość, bo pani obsługująca salę w teatrze stwierdziła, że oni nie wyjdą. Jasne. Poszłam na parking i grzecznie czekałam aż wyjdą - mniej więcej jakieś pół godziny. Moja mam co jakiś czas mówiła, że może już pójdziemy, że to za długo, ale ja nie chciałam iść. Jak już czekałam to chciałam się doczekać. Przez głowę przemykały mi różne myśli, rozmowa z inną dziewczyną na ich temat - że nie zostali z fanami, że odjechali mówiąc, że nie mając czasu. Wyobrażałam sobie, że wyjdą, a Robert powie mi, że nie mają czasu i muszą już jechać, że odejdę smutna i zawiedziona. Gdyby tak się stało pewnie teraz nie byliby moimi ulubieńcami. Na szczęście wreszcie wyszli. Podeszłam nieśmiało do Roberta, który pakował walizkę do bagażnika. Zapytałam czy mają chwilkę na zdjęcia, a on odpowiedział magiczne "Jasne, przecież łaski wam nie robimy." Pamiętam do dzisiaj to zdanie i jego uśmiech. Ale najbardziej pamiętam to jak przyszedł do nas Michał, przywitał się i zapytał czemu znowu przyszłyśmy, bo przecież od ostatniego razu nie mają nic nowego. Stanęłam jak wryta - pamiętał mnie, ale jak?! 7 miesięcy występów i spotykania nowych osób, a on mnie pamięta...?!

Po tym występie po prostu się w nich zakochałam. Dzięki temu jacy byli dla mnie mili, chociaż znowu rozmawialiśmy tylko chwilę. A Michał stał się moim ulubieńcem wśród panów Paranienormalnych.

Kolejny raz - Kabareton Koniec Świata. Znów się z nimi widziałam, znów Michał mnie poznał. Igor natomiast nie miał pojęcia skąd my się niby znamy, a wtedy Michał zaczął mu tłumaczyć w jakim miejscu widzieliśmy się po raz pierwszy. Byłam w szoku, że to pamięta.

Kolejny występ - Sopot. Wtedy już wszyscy mnie poznali, byłam dumna z siebie! Rozmawiałam z nimi dłużej, pokochałam jeszcze bardziej.

Z każdym kolejnym występem coraz swobodniej się przy nich czułam i oni traktowali mnie coraz lepiej.

Teraz niemal nie wierzę w to, że taki los spotkał właśnie mnie. Zapewne moje zaangażowanie i poświęcenie dla nich wiele tu dało. To że spotykam się z nimi kilka razy w roku, że zawsze muszę choć na chwilę się z nimi zobaczyć, że zawsze staram się im nie przeszkadzać, nie narzucać i pokazywać się z jak najlepszej strony.

Gdyby na początku ktoś powiedział mi że będzie tak jak jest teraz chyba bym nie uwierzyła, że to w ogóle możliwe. Nie uwierzyłabym że dam radę przebić się do ich świata i zdobyć ich zaufanie i sympatię.

Każdego dnia myślę o nich, patrzę na nowe zdjęcia na FB, patrzę na wspólne zdjęcia, fotki z występów i życzę im wszystkiego co najlepsze. Martwię się ich długimi podróżami, lotami samolotem i wieloma występami w krótkim czasie. Boję się dnia, w którym ta przygoda zacznie się kończyć, lecz na razie trwa, a ja staram się czerpać z niej jak najwięcej i jak najwięcej zapamiętywać <3 

środa, 16 lipca 2014

[39] Miłość, która wybaczy wszystko cz. 1

 Postanowiłam zapoczątkować pewną serię. Ponieważ nie zawsze mam jakiś pomysł na wpis, a występy są czasami dość rzadko i nie mam co opisywać zacznę wspominać. Lubię moje wspomnienia, nawet te trochę gorsze, bo wszystkie prowadzą koniec końców do czegoś pięknego. Dlatego postanowiłam opisać to jak doszło do tego że jest pewna grupa kabaretów i kabareciarzy, których kocham ponad innych, dla których zawsze, wszędzie i wszystko :) 

Tak więc poczytajcie o historii pewnej miłości, która rozpaliła się w już płonącym gorąco sercu.
Kabaret Skeczów Męczących

To oni byli kabaretem, który wprowadził mnie w ten świat, gdyby nie oni prawdopodobnie nie zainteresowałabym się wcale kabaretami i nie miałabym takiej pasji jaką mam teraz.
Zobaczyłam ich po raz pierwszy na sylwestrze 2009/2010 w Łodzi i zakochałam się w tym co pokazali. Odnalazłam ich jakiś czas później, zupełnie przypadkowo, a później musiałam poznać całą ich twórczość i przejrzeć wszystkie materiały z nimi w internecie. To oni byli iskrą, która rozpaliła ognisko i to oni prowadzili mnie początkowo przez ten nowy świat. Kochałam ich całym sercem jeszcze zanim ich spotkałam. Marcina z Michałem za ich odpały i głupie pomysły, Karola za urodę i spontaniczne śpiewanie, za bycie jedynym "normalnym", Jarka za słodkie uśmiechy, talent i nutkę tajemniczości.

Pierwszy raz zobaczyłam ich jakieś pół roku później we wrześniu 2010, ale wtedy z nimi nie rozmawiałam. To był kabareton, a oni odjechali przed jego zakończeniem. Spotkałam ich kolejne pół roku później w lutym 2011. Występ był cudowny, byłam taka podekscytowana mogąc ich zobaczyć. Byłam bardzo blisko nich, może metr od sceny w pierwszym rzędzie. Widziałam ich uśmiechy i radosne oczy. Po występie zostałam tylko ja z koleżanką, bardzo chciałyśmy zdjęcie z nimi, ale równie bardzo bałyśmy się iść do ich garderoby aby o to poprosić. Na szczęście wyszedł do nas Karol, chyba usłyszał nasze sprzeczki na temat tego, która ma iść pierwsza. Wyszedł, a ja nagle musiałam odrzucić strach i zrobić dobre wrażenie. Podszedł i przywitał się, wyciągnął dłoń i tak po prostu powiedział - Karol. My też się przedstawiłyśmy. Niemal jak w moich marzeniach. Chciałam żeby tak zrobił, akurat ON! Zawołał resztę chłopaków, zrobiliśmy zdjęcia i rozmawialiśmy może 10-15 minut, może mniej. Serce mi waliło, ale byłam w niebie! Rozmawiałam z tymi, których tak podziwiałam i kochałam sprzed ekranu komputera czy telewizora.

Kolejny występ był dopiero w czerwcu. Nie miałam żadnych oczekiwań, po prostu chciałam ich znowu zobaczyć. Tym razem z rodzicami pojechałam do Koluszek na plener. Występ jednym słowem świetny. Po występie kolejka ludzi po autografy. Już nieco bardziej ogarnięta i nauczona, czekałam do samego końca na swoją kolej. Chłopaki mnie widzieli, bo siedziałam na drzewie żeby cokolwiek widzieć znad tłumu podczas rozdawania autografów xD Karol nawet pochwalił moją miejscówkę. Gdy tłum się rozszedł oni też gdzieś zniknęli, a ja przeszłam z drugiej strony sceny pod busa. Zza barierek wyszedł Karol, rozejrzał się, dostrzegł mnie i moją mamę i zawołał nas. Weszłyśmy za barierki, a on powiedział, że przecież widzieliśmy się w Łodzi. Byłam w szoku, takie szczęście, taki zaszczyt. Rozmawialiśmy o kabaretonie w Sopocie z nim i Michałem, było cudownie <3

Później rozpoznawali mnie już za każdym razem i nie było to dla mnie szokiem. Rozmawiałam raz z Karolem raz z Marcinem, czasem z Jarkiem, najczęściej jednak z Michałem. Różnie to bywało. Czułam się coraz lepiej w ich towarzystwie i oni chyba coraz bardziej mnie akceptowali.

Okazali się tak cudownymi ludźmi jak sobie wyobrażałam. Wesołymi, zwariowanymi i otwartymi. Dzięki temu pokochałam ich na dobre i nadal chętnie chodzę na ich występy aby się z nimi zobaczyć. Od samego początku byli dla mnie ważni i cudowni, nigdy nawet nie myślałam że mogłabym "żyć bez nich", że jakoś mogło się nam nie ułożyć i nie znaliby mnie. Są od zawsze i będą na zawsze! :D